piątek, 6 września 2013

Siataniści

Mówią, że do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja. Mieszkając w Polsce przywykłam, że idąc na zakupy powinnam zabrać materiałową torbę lub dużą plastikową siatkę, żeby nie musieć płacić za kolejne "foliówki". Przyjęłam ten stan rzeczy za oczywisty i dlatego pierwsza wizyta w chilijskim supermarkecie zakończyła się dla mnie szokiem. 

Stojąc w kolejce zauważyłam, że przy każdej kasie stoi dodatkowy pracownik. Nie poświęciłam im jednak zbyt wiele uwagi aż do momentu, gdy kasjerka zaczęła kasować moje towary. Ze zdumieniem zauważyłam, że bardzo szybko zostają wkładane do foliówek przez tego dodatkowego pracownika. Oczywiście, każda rzecz musiała zostać spakowana z innymi, podobnymi do siebie towarami. Dwa jogurty otrzymały swoją siateczkę, ten sam los spotkał szampon i pastę do zębów. Trzecia siatka przypadła bananowi i pomidorom. Woda, stojąca widocznie wyżej w hierarchii otrzymała aż dwie foliówki. Zdumiona zapłaciła, zabrałam swoje zakupy i poszłam do domu. Już na miejscu zaczęłam się zastanawiać, co ja mam począć z tymi wszystkimi siatkami?

Każda wizyta w supermarkecie kończy się tak samo. Wracam do domu z kolejnymi siatkami, i upycham je do pojemnika, gdzie spoczywają te przyniesione tydzień wcześniej. Próba pakowania zakupów do materiałowej siatki lub plecaka zawsze kończy się porażką. Pakowacze są bardzo zręczni i szybcy: ani się obejrzysz, a wszystko już jest spakowane.

Któregoś dnia, stojąc w kolejce zauważyłam, że ludzie przede mną wręczają monety "pakowaczom". Pomyślałam sobie, że Chile chyba zwariowało, bo skoro supermarket ich zatrudnia, to czy naprawdę muszę im wręczać napiwki? Dopiero później mi wytłumaczono, że te osoby wcale nie są zatrudniane przez supermarket: ich pensją są pieniądze wręczane im przez ludzi. Ta informacja trochę mnie zdziwiła, bo w Polsce pakowaniem zakupów za drobne trudnią się zazwyczaj harcerze, a ci ludzie zdecydowanie nie wyglądali na harcerzy. Od tamtej pory jednak po każdych zakupach znajduję 200-300 peso, które wręczam mojemu pakowaczowi. Nieważne, że najchętniej nie korzystałabym z jego usług i użyłabym mojego plecaka, koniec końców on w ten sposób zarabia na życie.

Populacja plastikowych siatek w moim mieszkaniu wciąż rośnie. Chyba czas poszukać w internecie sposobów niecodziennego wykorzystania foliówek... Jakieś pomysły?


4 komentarze:

  1. Madzia,
    Z siatek można zrobić drzewo foliowe lub słyszałem ze jest coś takiego jak kwas foliowy, zapewne chilijscy studenci już potrafią go robić

    powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak tez dorabiaja emeryci i uczniowie w Niemczech czy USA:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W Turcji oraz Azerbejdżanie też dość często zdarzali się "siataniści". Aczkolwiek usługa była w ramach zakupów. A jak ich nie było i kasjerowi się nudziło (albo komukolwiek w sklepie) to wtedy on pakował.

    OdpowiedzUsuń
  4. W supermarketach w Polsce też stosują takie praktyki - tylko robi to pani kasjerka,która ma takie specjalne podajniki siatek. Z jednych zakupów wróciłem z 14 (!) jednorazówkami...

    OdpowiedzUsuń